Widać było, że Niall ociąga się z zakończeniem pracy. Kiedy jednak w sklepie pojawił się Nathan, który przyszedł na swoją zmianę, już nie miał wymówki. Pospieszałam go co 5 sekund, żeby już szedł ze mną do Harry'ego.
- No, już idę.. - powtarzał ciągle, ale tu jeszcze przestawił gitarę, tam doczyścił perkusję. Szlag człowieka mógł trafić.
Nialler wyszedł ze sklepu, a ja od razu wyjęłam z jego kieszeni adres.
- Hmm.. Baker Street 69. Wiem, gdzie to jest! - powiedziałam, i energicznym krokiem ruszyłam przed siebie.
Nim spostrzegłam, że nie ma obok mnie blondyna, minęła spora chwila. Gdy się odwróciłam, tamten stał z dłońmi wbitymi w kieszenie, i patrzył na mnie niepewnie.
- Na co czekasz? No wybacz, ale karety ci żadnej tutaj nie podstawię, jegomość Horan sam musi tam dojść - zakpiłam, skłaniając się głęboko.
- Ha ha, powinnaś pracować w kabarecie, doprawdy, Szpilman - odgryzł się chłopak, po czym westchnął - nie jestem do końca pewien, czy powinienem.
- Ależ owszem, powinieneś - powiedziałam stanowczo, i podeszłam do Nialla, po czym zaczęłam go popychać w wyznaczonym kierunku. W końcu jego opór zelżał, i oboje mogliśmy normalnie udać się do domu loczka.
Droga zajęła nam 20 minut, podczas których Niall zdążył wyrazić wszelkie swoje wątpliwości co do spotkania z Harrym. Udawałam, że go słucham, tak naprawdę byłam zajęta zastanawianiem się, jak wygląda dom bruneta, który dziś pojawił się w "6 strings".
- To tutaj. Baker Street 69 - powiedziałam, i spojrzałam na dosyć duży, przytulny domek z ogródkiem.
- Całkiem fajna chata - dodał Nialler, spoglądając na budynek.
Czekałam na jakąś reakcję z jego strony, jednak gdy widziałam, że chyba jednak ona nie nadejdzie, wywróciłam oczami, i pociągnęłam przyjaciela za rękę. Stanęliśmy przed drzwiami, zza których dochodziły dźwięki perkusji, i stając na palcach, nacisnęłam dzwonek.
Już po 10 sekundach masywne, brązowe drzwi otworzył uśmiechnięty Harry. Swoim zwyczajem odgarnął niesforną grzywkę na bok, i zaprosił nas gestem do środka.
- Witajcie, czujcie się jak u siebie. Nikogo nie ma - powiedział, i odłożył trzymane w dłoniach pałeczki na stół.
- Widzę, że jesteś wszechstronnie uzdolniony - powiedziałam, zsuwając ze stóp buty, i wchodząc do salonu.
Owy salon miał typowy wystrój. Przestronna, beżowa kanapa, stolik do kawy, na którym leżały rozwalone gry na konsolę. Nad kominkiem wisiał duży telewizor plazmowy, który wręcz lśnił nowością. Okrągły dywanik, kilka roślinek, i kuchnia, z którą salon łączył się poprzez mini-barek. Harry właśnie z niej wychodził, gdy usadowiłam się wraz z Horanem na kanapie.
- Cóż, trochę sobie walę w gary, dzięki temu wyładowuję swoją energię - powiedział, i usiadł na jednym z dwóch foteli. - A wiec, jakieś pomysły?
Spojrzałam kolejno na chłopaków, a widząc, że oboje mają zamiar milczeć, odchrząknęłam, i poprawiwszy swoją pozycję, odezwałam się.
- Cóż, moglibyście na początek coś razem poćwiczyć, zapoznać się, wiecie, dostosować się do siebie. A później może jakiś cover, wrzucicie do sieci, a potem..
- Hola, hola, nie rozpędzaj się tak, kruszynko - przerwał mi Nialler.
- Kruszynko? To twoja dziewczyna? - Styles uniósł brwi w geście wyrażającym zdumienie.
Oboje natychmiast zaprzeczyliśmy.
- To moja bliska przyjaciółka - sprostował Niall, po czym powrócił do głównego wątku - a więc: na sam początek, musimy się zapoznać, dograć, tak jak mówi Charlie.
Harry kiwnął głową.
- A potem może faktycznie nagramy coś, co będzie znośne, i zobaczymy, jak odbierają nas inni - podsumował loczek.
- Więc, na co czekamy? - uśmiechnęłam się szeroko - Do roboty!
Harry przyniósł ze swojego pokoju gitarę akustyczną dla Nialla, a sam zaczął głowić się nad piosenką, którą na początek mogliby zaśpiewać.
- Co powiecie na "I'm yours" Jasona Mraza? - spytałam, popijając przyniesiony przez bruneta sok.
Niall wzruszył tylko ramionami, strojąc gitarę.
- Jak dla mnie może być.
Horan uderzył w struny, a Harry zaintonował początek. Nie wiedzieć kiedy chłopcy tak się rozśpiewali, że nawet nie zauważyłam kiedy zapadł zmrok. Bawiliśmy się przy tym fantastycznie.
- To co, widzimy się jutro?
- Eee... jutro obiecałem pomóc ojcu w piekarni.. - Harry podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Nie ma problemu, daj znać, kiedy będziesz miał czas - powiedział Niall, i podał mu swojego twittera. Pożegnaliśmy się, i wraz z Niallem wróciłam do domu.
- Całkiem fajny koleś, prawda? - zagadnęłam go, kiedy tak zmierzaliśmy w stronę naszej dzielnicy.
- Tak, świetny gość. Dawno z nikim mi się tak dobrze nie gadało... poza tobą, oczywiście.
Stanęliśmy przed moim domem. Jak co dzień, żegnaliśmy się tuż obok skrzynki pocztowej. Stanęłam na palcach, i lekko musnęłam policzek blondyna, po czym poczochrałam jego grzywę.
- Dobranoc, skrzacie - powiedziałam, spoglądając w jego lazurowe tęczówki.
- Dobranoc, kruszynko - odparł Niall, po czym odwrócił się, i odszedł.
Punkt widzenia Nialla.
To był niesamowity dzień. Poznałem osobę, która miała podobne do moich zamiłowania, i która tak jak ja chciała rozwijać swoje pasje i talenty. Cóż, nie do końca twierdziłem, że mój głos jest "talentem", jednak Charlie powtarzała mi to na okrągło, a nie potrafiłem się z nią nie zgodzić. Harry okazał się być miłym gościem, do którego już zdążyłem się przywiązać.
Co ja bym zrobił bez Charlie? Bez tej małej, pociesznej osóbki, która każdego dnia dawała mi kopa do działania? Dokładnie pamiętam dzień, w którym ją poznałem. Była przygnębiona, wręcz popadała w depresję. I nie dziwne, bo przecież straciła ukochanych rodziców. Od razu postanowiłem się nią zaopiekować. Codziennie obserwuję jej zmianę, która tak bardzo mnie cieszy. Dziewczyna wreszcie stała się otwarta, i coraz częściej widzę uśmiech na jej twarzy, a wierzcie mi, znaczy to dla mnie więcej, niż można sobie wyobrazić. Co czuję do Charlie? Trudno to określić. Na pewno jest to coś więcej niż zwykła przyjaźń. Właściwie to sam nie wiem, jak to nazwać. Wiem tyle, że za każdym razem, gdy jej usta dotykają mojej skóry, w tym miejscu ona płonie. Każde jej spojrzenie jest dla mnie niczym skarb, każdy uśmiech zachowuję w swojej pamięci. Czy jest to miłość? A jeśli tak, to co z tym zrobię? Odpowiedź brzmi: nic. Bo co, jeśli ona mnie po prostu "lubi"? Mam poświęcić tak wspaniałą przyjaźń tylko dlatego, że w mojej chorej głowie coś się uroiło? Coś, co pewnie i tak niedługo wyblaknie?
Eh. Horan. Słyszysz sam siebie? Dopóki będziesz przy niej, to coś nigdy nie minie.
Następnego dnia obudził mnie telefon, który dzwonił, i dzwonił. Otworzyłam jedno oko, stwierdzając, że jeśli nie odbiorę, ten ktoś da spokój. Myliłam się. Na wyświetlaczu widniało imię Cat, a ona nigdy nie dzwoniła do mnie tak wcześnie, bo wiedziała, czym to grozi. Musiało się więc stać coś okropnego. Poza tym miałam wyrzuty sumienia, że ostatnio ją zaniedbałam.
- Cat? Słońce, co się stało? Uspokój się, nie płacz, ej. Co jest?
Gdy tylko usłyszałam jej zapłakany głos, natychmiast wyskoczyłam z łóżka, i zaczęłam szukać ubrań. Czułam, że niezwłocznie muszę pojawić się u przyjaciółki, bo mnie potrzebuje tak bardzo, jak nigdy wcześniej.
- Zostawił mnie, Charlie, zostawił... ja go kocham... nie mogę, Charlie, ja się zabiję.. - łkała Caitlin.
W tej chwili miałam w głowie jedną myśl: zabiję gnoja.
- Już jadę słonko, nie podejmuj żadnych pochopnych decyzji, pamiętaj, najpierw musimy go wykastrować, i utopić w kisielu, nim się zabijesz - powiedziałam, wciskając się w czerwone rurki.
15 minut później byłam u Cat, i tuliłam jej wstrząsane drgawkami ciało.
- Jak on mógł, przecież było nam tak dobrze, aż tu nagle mi napisał, że mnie musi zostawić, no ale dlaczego? - pytała co chwila brunetka, ocierając twarz, co było syzyfową pracą, ze względu na nowe potoki łez.
- Skoro nawet konkretnego powodu nie podał, to znaczy, że nie jest ciebie wart, kochana! Czemu ty sobie jeszcze nim gitarę zawracasz? Słuchaj, poznałam wczoraj fajnego kolesia, Harry ma na imię, na pewno go polubisz.
Caitlin spojrzała na mnie pytająco.
- No, brunet, wysoki, loków pełno ma na głowie, wiecznie mu się micha cieszy, no i ładnie śpiewa - dodałam, widząc, że taka metoda "pocieszania" skutkuje.
W jednym momencie moja przyjaciółka siedziała wyprostowana i zadawała masę pytań.
- Ej, poznam cię z nim jutro, jeśli chcesz, bo dzisiaj jest zajęty.
- Okej. No, to co teraz robimy? Życie jest za krótkie, żebym tak się zamartwiała jakimś bubkiem - powiedziała Caitlin, i z uśmiechem na twarzy poszła do łazienki, by się doprowadzić do porządku.
Gdy tylko Cat była gotowa, wyruszyłyśmy na miasto. Z Niallem miałam widzieć się nieco później, gdy skończy swoją zmianę. Poza tym chciałam nagadać Nathanowi, a miałam jeszcze trochę czasu, więc wybrałyśmy się z Caitlin na zakupy. Shopping to było coś, co zawsze poprawiało Cat humor.
Ogółem, to pasowałoby wreszcie opisać moją przyjaciółkę, prawda? Caitlin Henderson, wysoka, szczupła brunetka, która - jak już wspomniałam - uwielbia zakupy. Interesuje się modą i kosmetykami, co oczywiście plusuje w jej pracy, w której pełni ona funkcję wizażystki. Poza tym Cat uwielbia rysować, jej ulubioną gwiazdą jest Heidi Klum, która w kategorii: moda jest całkowitą przodowniczką według mojej przyjaciółki, która i tak ma swój własny, niepowtarzalny styl.
Szczerze mówiąc chodzenie po sklepach zajmujące dłużej niż 3 godziny było dla mnie męką. Przy Cat czasami nawet i 3600 minut nie wystarczyło, by zaspokoić głód tej zakupoholiczki. Jako przyjaciółka miałam jednak obowiązek towarzyszyć jej w najtrudniejszych chwilach życiowych i dopilnować, by szybko się pocieszyła.
Z utęsknieniem jednak czekałam na chwilę, kiedy zawitam do sklepu, i wygarnę temu idiocie Sykes'owi co o nim myślę. Gdy więc byłam już wolna, udałam się wprost do "6 strings". Jakieś było moje zdziwienie, kiedy już po czasie zobaczyłam Horana na posterunku.
- A gdzie Sykes? Przecież on nigdy się nie spóźniał.
- Zwolnił się. Caitlin ci nie mówiła? - spytał zszokowany Nialler.
W tym momencie kompletnie mnie zamurowało.
- Że co? Przecież ten czubek dzisiaj z nią zerwał - powiedziałam, siadając na jednym z krzeseł.
Niall przerwał przeglądanie czasopisma z gitarami, i spojrzał na mnie.
- Jak to?
- No tak. Dlaczego się zwolnił?
- Przeprowadza się. Wraca do Anglii.
No i wszystko jasne.
- Ach więc to tak. Zerwał z Cat, żeby nie ranić jej związkiem na odległość. Cóż, przynajmniej to go trochę usprawiedliwia.. Muszę jej powiedzieć, inaczej od tych jej złorzeczeń chłopakowi może się coś stać podczas podróży - powiedziałam, i wyszłam przed sklep z telefonem przy uchu.
Kiedy wróciłam, Horan kończył zamawiać nową dostawę.
- Po co ty to wszystko zamawiasz? I tak praktycznie nie macie tutaj klientów - stwierdziłam, biorąc do ręki trąbkę.
- Jest tutaj spory ruch, tylko rano, kiedy śpisz, bądź tuż przed świętami, kiedy młode dzieciaki przyprowadzają tu ojców, zafascynowane z pozoru prostą grą na gitarze, która później i tak w 98 procentach im się nudzi - Horan wzruszył ramionami, i uśmiechnął się do mnie.
- Dobrze, że tobie się nie znudziło. Harry się odzywał?
- Tak, pisał, żebym wpadł jutro rano. Cóż, to chyba raczej będzie niemożliwe, bo nie mam zastępstwa.
- Ja mogę popracować za ciebie - powiedziałam.
- Co? Nie mogę cię o to prosić. Zanudzisz się tu.
- Jeśli tylko ty będziesz ćwiczył, i rozwijał swoje umiejętności, i obiecasz mi, że kiedyś pójdziesz do tego X-Factora, to ewentualnie mogę cię zastąpić.
Niall wybuchnął śmiechem, po czym podszedł do mnie, i przytulił mnie z całych sił. Silna woń jego perfum, które sama niedawno pomogłam mu wybrać zaatakowała moje nozdrza w przyjemny sposób.
- Obiecuję.
- Panienko, gość przybył w odwiedziny - oznajmiła pielęgniarka, uśmiechając się, i wprowadzając do sali szpitalnej blondyna z ogromnym bukietem kwiatów.
Leżąca na łóżku dziewczyna resztkami sił podniosła się w pościeli, i uśmiechnęła się na widok dobrze znanej jej twarzy.
Przybyły chłopak wstawił kwiaty do wody, którą zawsze wcześniej przygotowywały pielęgniarki, po czym usiadł tuż obok łóżka. Jak zwykle przytulił ukochaną, po czym poprawił chustkę na jej głowie, na której kiedyś znajdowała się bujna, czerwona czupryna.
- Jak się czujesz, kochanie? - spytał blondyn z czułością w głosie.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie, i spojrzała w lazurowe tęczówki, w które niegdyś potrafiła wpatrywać się całą noc.
- Lepiej, znacznie lepiej. Czuję, że z tego wyjdę - skłamała jak zwykle, nie chcąc sprawiać ukochanemu większego bólu, niż ten doznaje widząc ją w takim stanie.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, słysząc takie wieści - skłamał równie gładko chłopak, chwytając drobną dłoń dziewczyny.
Mimo iż oboje doskonale wiedzieli, co niedługo nastąpi, żadne z nich nie mówiło o tym głośno, bo po co mówić o czymś, czego się do końca nie chce przyjąć do wiadomości? Po co mówić o śmierci, skoro ma się jeszcze nadzieję, której tej dwójce nigdy nie brakowało?
Rozmawiali.
Rozmawiali długo, o wszystkim, i o niczym. Rozmawiali dopóty zmęczona dziewczyna nie zasnęła, co robiła coraz częściej. A chłopak czuwał przy niej.
Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bolesne dla Charlie było wstanie o 6 rano. Nadal śpiąc dziewczyna dokonywała porannej toalety, i w tym samym stanie dotarła do sklepu, przed którym czekał na nią Nialler z kluczami.
- Good morning, sweetie - przywitał się z przyjaciółką, po czym otworzył drzwi.
Charlie tylko coś odburknęła, po czym ziewnęła przeciągle.
- Tylko mi tu nie zaśnij, proszę - ostrzegł ją chłopak.
- Postaram się.
Niall zostawił Charlie ostatnie wskazówki i przykazał dzwonić w razie wypadku. Szpilman przytaknęła, a gdy tylko przyjaciel znalazł się poza zasięgiem wzroku, natychmiast ułożyła się wygodnie w fotelu za biurkiem, i przysypiała sobie w nadziei, że żaden klient dziś się nie pojawi.
Tymczasem Cat, ranny ptaszek, który straszliwie się nudził, postanowiła zawitać do przyjaciółki. Gdy ta długo nie otwierała, brunetka przypomniała sobie, że coś wspominała o zastępstwie za Horana.
Henderson całą noc nie spała, zastanawiając się, dlaczego Nathan nie powiedział jej prawdy. Przecież jakoś by to zniosła.. jakoś.
- Cat, kogo ty oszukujesz? Ciągnęłabyś to w nieskończoność męcząc i jego, i siebie. Tak jest lepiej - karciła samą siebie, spacerując uliczkami Mullingaru.
Takim sposobem dotarła na niewielki rynek znajdujący się niedaleko centrum. Przysiadła na ławce, i przymknęła oczy, wsłuchując się w błogie odgłosy ciszy...
- KEVIN! CO TY WYPRAWIASZ?! CHODŹ TU, JUŻ! - krzyczał ktoś przeraźliwie.
Cat tak się wzdrygnęła, że o mało nie wylądowała na trawie, tuż za ławką. Rozejrzała się w poszukiwaniu źródła tego głosu. Okazało się, że to jakiś chłopak w marynarskiej koszulce wydziera się tak na gołębie. Caitlin parsknęła śmiechem, a z racji tego, że była towarzyską dziewczyną, podeszła do nieznajomego.
- Na co tak krzyczysz o ósmej rano? - spytała, spoglądając na chłopaka z zaciekawieniem.
Ten natychmiast się wyprostował, i spojrzał wprost w oczy Cat.
- Cóż, szukam swojego przyjaciela, Kevina, nie widziałaś go gdzieś przyp...KEVIN! - wrzasnął ponownie, po czym rzucił się w kierunku dziewczyny, która odruchowo odskoczyła.
- Znalazłem cię, kochany. Co te wredne gołębie ci zrobiły, hmm?
Gdy Caitlin spojrzała w kierunku chłopaka, okazało się, że ten gada do.. plastikowego gołębia! Od razu pomyślała sobie, że albo on ma nierówno pod sufitem, albo ona ma zwidy. Podeszła bliżej, i dotknęła trzymanej przez krzykacza rzeczy. Najprawdziwszy, plastikowy gołąb.
- Czy ty jesteś normalny? - spytała prosto z mostu Cat.
Chłopak przez chwilę rozmyślał, po czym wyszczerzył się.
- Nie, nie do końca. Mam na imię Louis, Louis Tomlinson.
- Jestem Caitlin, Caitlin Henderson - odparła Cat, ściskając wysuniętą dłoń chłopaka.
- Miło mi cię poznać, Caitlin. Ten gołąb jest moim przyjacielem z dzieciństwa, dlatego jest dla mnie bardzo ważny. Nie jestem nienormalny, tylko.. dziecinny - wytłumaczył Lou, i wzruszył ramionami.
Caitlin od razu pokochała i gołębia, i jego właściciela, który oczarował ją swoją prostotą, i dziecinnością. Czuła, że Louis jest barwną postacią, która w stu procentach zasługuje na jej uwagę. I nie zamierzała tego zmarnować.