Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 grudnia 2012

KEVIN! WHAT ARE YOU DOIN'?! COME BACK!

     Widać było, że Niall ociąga się z zakończeniem pracy. Kiedy jednak w sklepie pojawił się Nathan, który przyszedł na swoją zmianę, już nie miał wymówki. Pospieszałam go co 5 sekund, żeby już szedł ze mną do Harry'ego.
- No, już idę.. - powtarzał ciągle, ale tu jeszcze przestawił gitarę, tam doczyścił perkusję. Szlag człowieka mógł trafić. 
     Nialler wyszedł ze sklepu, a ja od razu wyjęłam z jego kieszeni adres.
- Hmm.. Baker Street 69. Wiem, gdzie to jest! - powiedziałam, i energicznym krokiem ruszyłam przed siebie.
Nim spostrzegłam, że nie ma obok mnie blondyna, minęła spora chwila. Gdy się odwróciłam, tamten stał z dłońmi wbitymi w kieszenie, i patrzył na mnie niepewnie.
- Na co czekasz? No wybacz, ale karety ci żadnej tutaj nie podstawię, jegomość Horan sam musi tam dojść - zakpiłam, skłaniając się głęboko. 
- Ha ha, powinnaś pracować w kabarecie, doprawdy, Szpilman - odgryzł się chłopak, po czym westchnął - nie jestem do końca pewien, czy powinienem. 
- Ależ owszem, powinieneś - powiedziałam stanowczo, i podeszłam do Nialla, po czym zaczęłam go popychać w wyznaczonym kierunku. W końcu jego opór zelżał, i oboje mogliśmy normalnie udać się do domu loczka. 
     Droga zajęła nam 20 minut, podczas których Niall zdążył wyrazić wszelkie swoje wątpliwości co do spotkania z Harrym. Udawałam, że go słucham, tak naprawdę byłam zajęta zastanawianiem się, jak wygląda dom bruneta, który dziś pojawił się w "6 strings". 
- To tutaj. Baker Street 69 - powiedziałam, i spojrzałam na dosyć duży, przytulny domek z ogródkiem. 
- Całkiem fajna chata - dodał Nialler, spoglądając na budynek.
Czekałam na jakąś reakcję z jego strony, jednak gdy widziałam, że chyba jednak ona nie nadejdzie, wywróciłam oczami, i pociągnęłam przyjaciela za rękę. Stanęliśmy przed drzwiami, zza których dochodziły dźwięki perkusji, i stając na palcach, nacisnęłam dzwonek. 
     Już po 10 sekundach masywne, brązowe drzwi otworzył uśmiechnięty Harry. Swoim zwyczajem odgarnął niesforną grzywkę na bok, i zaprosił nas gestem do środka. 
- Witajcie, czujcie się jak u siebie. Nikogo nie ma - powiedział, i odłożył trzymane w dłoniach pałeczki na stół.
- Widzę, że jesteś wszechstronnie uzdolniony - powiedziałam, zsuwając ze stóp buty, i wchodząc do salonu. 
     Owy salon miał typowy wystrój. Przestronna, beżowa kanapa, stolik do kawy, na którym leżały rozwalone gry na konsolę. Nad kominkiem wisiał duży telewizor plazmowy, który wręcz lśnił nowością. Okrągły dywanik, kilka roślinek, i kuchnia, z którą salon łączył się poprzez mini-barek. Harry właśnie z niej wychodził, gdy usadowiłam się wraz z Horanem na kanapie.
- Cóż, trochę sobie walę w gary, dzięki temu wyładowuję swoją energię - powiedział, i usiadł na jednym z dwóch foteli. - A wiec, jakieś pomysły? 
Spojrzałam kolejno na chłopaków, a widząc, że oboje mają zamiar milczeć, odchrząknęłam, i poprawiwszy swoją pozycję, odezwałam się.
- Cóż, moglibyście na początek coś razem poćwiczyć, zapoznać się, wiecie, dostosować się do siebie. A później może jakiś cover, wrzucicie do sieci, a potem..
- Hola, hola, nie rozpędzaj się tak, kruszynko - przerwał mi Nialler.
- Kruszynko? To twoja dziewczyna? - Styles uniósł brwi w geście wyrażającym zdumienie.
Oboje natychmiast zaprzeczyliśmy.
- To moja bliska przyjaciółka - sprostował Niall, po czym powrócił do głównego wątku - a więc: na sam początek, musimy się zapoznać, dograć, tak jak mówi Charlie. 
Harry kiwnął głową. 
- A potem może faktycznie nagramy coś, co będzie znośne, i zobaczymy, jak odbierają nas inni - podsumował loczek. 
- Więc, na co czekamy? - uśmiechnęłam się szeroko - Do roboty! 
     Harry przyniósł ze swojego pokoju gitarę akustyczną dla Nialla, a sam zaczął głowić się nad piosenką, którą na początek mogliby zaśpiewać.
- Co powiecie na "I'm yours" Jasona Mraza? - spytałam, popijając przyniesiony przez bruneta sok. 
Niall wzruszył tylko ramionami, strojąc gitarę.
- Jak dla mnie może być.
     Horan uderzył w struny, a Harry zaintonował początek. Nie wiedzieć kiedy chłopcy tak się rozśpiewali, że nawet nie zauważyłam kiedy zapadł zmrok. Bawiliśmy się przy tym fantastycznie. 
- To co, widzimy się jutro? 
- Eee... jutro obiecałem pomóc ojcu w piekarni.. - Harry podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Nie ma problemu, daj znać, kiedy będziesz miał czas - powiedział Niall, i podał mu swojego twittera. Pożegnaliśmy się, i wraz z Niallem wróciłam do domu.
- Całkiem fajny koleś, prawda? - zagadnęłam go, kiedy tak zmierzaliśmy w stronę naszej dzielnicy.
- Tak, świetny gość. Dawno z nikim mi się tak dobrze nie gadało... poza tobą, oczywiście.
     Stanęliśmy przed moim domem. Jak co dzień, żegnaliśmy się tuż obok skrzynki pocztowej. Stanęłam na palcach, i lekko musnęłam policzek blondyna, po czym poczochrałam jego grzywę.
- Dobranoc, skrzacie - powiedziałam, spoglądając w jego lazurowe tęczówki.
- Dobranoc, kruszynko - odparł Niall, po czym odwrócił się, i odszedł.

Punkt widzenia Nialla.

     To był niesamowity dzień. Poznałem osobę, która miała podobne do moich zamiłowania, i która tak jak ja chciała rozwijać swoje pasje i talenty. Cóż, nie do końca twierdziłem, że mój głos jest "talentem", jednak Charlie powtarzała mi to na okrągło, a nie potrafiłem się z nią nie zgodzić. Harry okazał się być miłym gościem, do którego już zdążyłem się przywiązać. 
     Co ja bym zrobił bez Charlie? Bez tej małej, pociesznej osóbki, która każdego dnia dawała mi kopa do działania? Dokładnie pamiętam dzień, w którym ją poznałem. Była przygnębiona, wręcz popadała w depresję. I nie dziwne, bo przecież straciła ukochanych rodziców. Od razu postanowiłem się nią zaopiekować. Codziennie obserwuję jej zmianę, która tak bardzo mnie cieszy. Dziewczyna wreszcie stała się otwarta, i coraz częściej widzę uśmiech na jej twarzy, a wierzcie mi, znaczy to dla mnie więcej, niż można sobie wyobrazić. Co czuję do Charlie? Trudno to określić. Na pewno jest to coś więcej niż zwykła przyjaźń. Właściwie to sam nie wiem, jak to nazwać. Wiem tyle, że za każdym razem, gdy jej usta dotykają mojej skóry, w tym miejscu ona płonie. Każde jej spojrzenie jest dla mnie niczym skarb, każdy uśmiech zachowuję w swojej pamięci. Czy jest to miłość? A jeśli tak, to co z tym zrobię? Odpowiedź brzmi: nic. Bo co, jeśli ona mnie po prostu "lubi"? Mam poświęcić tak wspaniałą przyjaźń tylko dlatego, że w mojej chorej głowie coś się uroiło? Coś, co pewnie i tak niedługo wyblaknie? 
     Eh. Horan. Słyszysz sam siebie? Dopóki będziesz przy niej, to coś nigdy nie minie. 



     Następnego dnia obudził mnie telefon, który dzwonił, i dzwonił. Otworzyłam jedno oko, stwierdzając, że jeśli nie odbiorę, ten ktoś da spokój. Myliłam się. Na wyświetlaczu widniało imię Cat, a ona nigdy nie dzwoniła do mnie tak wcześnie, bo wiedziała, czym to grozi. Musiało się więc stać coś okropnego. Poza tym miałam wyrzuty sumienia, że ostatnio ją zaniedbałam.
- Cat? Słońce, co się stało? Uspokój się, nie płacz, ej. Co jest? 
     Gdy tylko usłyszałam jej zapłakany głos, natychmiast wyskoczyłam z łóżka, i zaczęłam szukać ubrań. Czułam, że niezwłocznie muszę pojawić się u przyjaciółki, bo mnie potrzebuje tak bardzo, jak nigdy wcześniej. 
- Zostawił mnie, Charlie, zostawił... ja go kocham... nie mogę,  Charlie, ja się zabiję.. - łkała Caitlin. 
     W tej chwili miałam w głowie jedną myśl: zabiję gnoja. 
- Już jadę słonko, nie podejmuj żadnych pochopnych decyzji, pamiętaj, najpierw musimy go wykastrować, i utopić w kisielu, nim się zabijesz - powiedziałam, wciskając się w czerwone rurki.
     15 minut później byłam u Cat, i tuliłam jej wstrząsane drgawkami ciało. 
- Jak on mógł, przecież było nam tak dobrze, aż tu nagle mi napisał, że mnie musi zostawić, no ale dlaczego? - pytała co chwila brunetka, ocierając twarz, co było syzyfową pracą, ze względu na nowe potoki łez.
- Skoro nawet konkretnego powodu nie podał, to znaczy, że nie jest ciebie wart, kochana! Czemu ty sobie jeszcze nim gitarę zawracasz? Słuchaj, poznałam wczoraj fajnego kolesia, Harry ma na imię, na pewno go polubisz.
Caitlin spojrzała na mnie pytająco. 
- No, brunet, wysoki, loków pełno ma na głowie, wiecznie mu się micha cieszy, no i ładnie śpiewa - dodałam, widząc, że taka metoda "pocieszania" skutkuje. 
W jednym momencie moja przyjaciółka siedziała wyprostowana i zadawała masę pytań.
- Ej, poznam cię z nim jutro, jeśli chcesz, bo dzisiaj jest zajęty. 
- Okej. No, to co teraz robimy? Życie jest za krótkie, żebym tak się zamartwiała jakimś bubkiem - powiedziała Caitlin, i z uśmiechem na twarzy poszła do łazienki, by się doprowadzić do porządku. 
     Gdy tylko Cat była gotowa, wyruszyłyśmy na miasto. Z Niallem miałam widzieć się nieco później, gdy skończy swoją zmianę. Poza tym chciałam nagadać Nathanowi, a miałam jeszcze trochę czasu, więc wybrałyśmy się z Caitlin na zakupy. Shopping to było coś, co zawsze poprawiało Cat humor. 
     Ogółem, to pasowałoby wreszcie opisać moją przyjaciółkę, prawda? Caitlin Henderson, wysoka, szczupła brunetka, która - jak już wspomniałam - uwielbia zakupy. Interesuje się modą i kosmetykami, co oczywiście plusuje w jej pracy, w której pełni ona funkcję wizażystki. Poza tym Cat uwielbia rysować, jej ulubioną gwiazdą jest Heidi Klum, która w kategorii: moda jest całkowitą przodowniczką według mojej przyjaciółki, która i tak ma swój własny, niepowtarzalny styl. 
     Szczerze mówiąc chodzenie po sklepach zajmujące dłużej niż 3 godziny było dla mnie męką. Przy Cat czasami nawet i 3600 minut nie wystarczyło, by zaspokoić głód tej zakupoholiczki. Jako przyjaciółka miałam jednak obowiązek towarzyszyć jej w najtrudniejszych chwilach życiowych i dopilnować, by szybko się pocieszyła. 
     Z utęsknieniem jednak czekałam na chwilę, kiedy zawitam do sklepu, i wygarnę temu idiocie Sykes'owi co o nim myślę. Gdy więc byłam już wolna, udałam się wprost do "6 strings". Jakieś było moje zdziwienie, kiedy już po czasie zobaczyłam Horana na posterunku.
- A gdzie Sykes? Przecież on nigdy się nie spóźniał.
- Zwolnił się. Caitlin ci nie mówiła? - spytał zszokowany Nialler.
W tym momencie kompletnie mnie zamurowało. 
- Że co? Przecież ten czubek dzisiaj z nią zerwał - powiedziałam, siadając na jednym z krzeseł. 
Niall przerwał przeglądanie czasopisma z gitarami, i spojrzał na mnie. 
- Jak to? 
- No tak. Dlaczego się zwolnił?
- Przeprowadza się. Wraca do Anglii.
No i wszystko jasne. 
- Ach więc to tak. Zerwał z Cat, żeby nie ranić jej związkiem na odległość. Cóż, przynajmniej to go trochę usprawiedliwia.. Muszę jej powiedzieć, inaczej od tych jej złorzeczeń chłopakowi może się coś stać podczas podróży - powiedziałam, i wyszłam przed sklep z telefonem przy uchu. 
     Kiedy wróciłam, Horan kończył zamawiać nową dostawę. 
- Po co ty to wszystko zamawiasz? I tak praktycznie nie macie tutaj klientów - stwierdziłam, biorąc do ręki trąbkę. 
- Jest tutaj spory ruch, tylko rano, kiedy śpisz, bądź tuż przed świętami, kiedy młode dzieciaki przyprowadzają tu ojców, zafascynowane z pozoru prostą grą na gitarze, która później i tak w 98 procentach im się nudzi - Horan wzruszył ramionami, i uśmiechnął się do mnie.
- Dobrze, że tobie się nie znudziło. Harry się odzywał? 
- Tak, pisał, żebym wpadł jutro rano. Cóż, to chyba raczej będzie niemożliwe, bo nie mam zastępstwa. 
- Ja mogę popracować za ciebie - powiedziałam. 
- Co? Nie mogę cię o to prosić. Zanudzisz się tu. 
- Jeśli tylko ty będziesz ćwiczył, i rozwijał swoje umiejętności, i obiecasz mi, że kiedyś pójdziesz do tego X-Factora, to ewentualnie mogę cię zastąpić. 
     Niall wybuchnął śmiechem, po czym podszedł do mnie, i przytulił mnie z całych sił. Silna woń jego perfum, które sama niedawno pomogłam mu wybrać zaatakowała moje nozdrza w przyjemny sposób. 
- Obiecuję. 


- Panienko, gość przybył w odwiedziny - oznajmiła pielęgniarka, uśmiechając się, i wprowadzając do sali szpitalnej blondyna z ogromnym bukietem kwiatów. 
     Leżąca na łóżku dziewczyna resztkami sił podniosła się w pościeli, i uśmiechnęła się na widok dobrze znanej jej twarzy.
     Przybyły chłopak wstawił kwiaty do wody, którą zawsze wcześniej przygotowywały pielęgniarki, po czym usiadł tuż obok łóżka. Jak zwykle przytulił ukochaną, po czym poprawił chustkę na jej głowie, na której kiedyś znajdowała się bujna, czerwona czupryna. 
- Jak się czujesz, kochanie? - spytał blondyn z czułością w głosie. 
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie, i spojrzała w lazurowe tęczówki, w które niegdyś potrafiła wpatrywać się całą noc. 
- Lepiej, znacznie lepiej. Czuję, że z tego wyjdę - skłamała jak zwykle, nie chcąc sprawiać ukochanemu większego bólu, niż ten doznaje widząc ją w takim stanie. 
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, słysząc takie wieści - skłamał równie gładko chłopak, chwytając drobną dłoń dziewczyny. 
     Mimo iż oboje doskonale wiedzieli, co niedługo nastąpi, żadne z nich nie mówiło o tym głośno, bo po co mówić o czymś, czego się do końca nie chce przyjąć do wiadomości? Po co mówić o śmierci, skoro ma się jeszcze nadzieję, której tej dwójce nigdy nie brakowało?
     Rozmawiali.
Rozmawiali długo, o wszystkim, i o niczym. Rozmawiali dopóty zmęczona dziewczyna nie zasnęła, co robiła coraz częściej. A chłopak czuwał przy niej. 


     Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bolesne dla Charlie było wstanie o 6 rano. Nadal śpiąc dziewczyna dokonywała porannej toalety, i w tym samym stanie dotarła do sklepu, przed którym czekał na nią Nialler z kluczami.
- Good morning, sweetie - przywitał się z przyjaciółką, po czym otworzył drzwi.
Charlie tylko coś odburknęła, po czym ziewnęła przeciągle. 
- Tylko mi tu nie zaśnij, proszę - ostrzegł ją chłopak.
- Postaram się.
Niall zostawił Charlie ostatnie wskazówki i przykazał dzwonić w razie wypadku. Szpilman przytaknęła, a gdy tylko przyjaciel znalazł się poza zasięgiem wzroku, natychmiast ułożyła się wygodnie w fotelu za biurkiem, i przysypiała sobie w nadziei, że żaden klient dziś się nie pojawi.

     Tymczasem Cat, ranny ptaszek, który straszliwie się nudził, postanowiła zawitać do przyjaciółki. Gdy ta długo nie otwierała, brunetka przypomniała sobie, że coś wspominała o zastępstwie za Horana. 
     Henderson całą noc nie spała, zastanawiając się, dlaczego Nathan nie powiedział jej prawdy. Przecież jakoś by to zniosła.. jakoś. 
- Cat, kogo ty oszukujesz? Ciągnęłabyś to w nieskończoność męcząc i jego, i siebie. Tak jest lepiej - karciła samą siebie, spacerując uliczkami Mullingaru. 
     Takim sposobem dotarła na niewielki rynek znajdujący się niedaleko centrum. Przysiadła na ławce, i przymknęła oczy, wsłuchując się w błogie odgłosy ciszy...
- KEVIN! CO TY WYPRAWIASZ?! CHODŹ TU, JUŻ! - krzyczał ktoś przeraźliwie. 
Cat tak się wzdrygnęła, że o mało nie wylądowała na trawie, tuż za ławką. Rozejrzała się w poszukiwaniu źródła tego głosu. Okazało się, że to jakiś chłopak w marynarskiej koszulce wydziera się tak na gołębie. Caitlin parsknęła śmiechem, a z racji tego, że była towarzyską dziewczyną, podeszła do nieznajomego.
- Na co tak krzyczysz o ósmej rano? - spytała, spoglądając na chłopaka z zaciekawieniem. 
Ten natychmiast się wyprostował, i spojrzał wprost w oczy Cat.
- Cóż, szukam swojego przyjaciela, Kevina, nie widziałaś go gdzieś przyp...KEVIN! - wrzasnął ponownie, po czym rzucił się w kierunku dziewczyny, która odruchowo odskoczyła.
- Znalazłem cię, kochany. Co te wredne gołębie ci zrobiły, hmm? 
     Gdy Caitlin spojrzała w kierunku chłopaka, okazało się, że ten gada do.. plastikowego gołębia! Od razu pomyślała sobie, że albo on ma nierówno pod sufitem, albo ona ma zwidy. Podeszła bliżej, i dotknęła trzymanej przez krzykacza rzeczy. Najprawdziwszy, plastikowy gołąb.
- Czy ty jesteś normalny? - spytała prosto z mostu Cat.
Chłopak przez chwilę rozmyślał, po czym wyszczerzył się.
- Nie, nie do końca. Mam na imię Louis, Louis Tomlinson.
- Jestem Caitlin, Caitlin Henderson - odparła Cat, ściskając wysuniętą dłoń chłopaka.
- Miło mi cię poznać, Caitlin. Ten gołąb jest moim przyjacielem z dzieciństwa, dlatego jest dla mnie bardzo ważny. Nie jestem nienormalny, tylko.. dziecinny - wytłumaczył Lou, i wzruszył ramionami.
     Caitlin od razu pokochała i gołębia, i jego właściciela, który oczarował ją swoją prostotą, i dziecinnością. Czuła, że Louis jest barwną postacią, która w stu procentach zasługuje na jej uwagę. I nie zamierzała tego zmarnować.

wtorek, 25 grudnia 2012

The beginning.

     2 miesiące.
Właśnie tyle czasu minęło od feralnego dnia, w którym zginęli moi rodzice. To był koszmar. Pamiętam tylko spadanie w dół, i krzyki, przerażone krzyki palących się ludzi. A ja...? Nie mogłam nic zrobić.
     Później była tylko ciemność.
W szpitalu spędziłam miesiąc, starając się dojść do siebie i wyleczyć się fizycznie. Przez kolejne dni uczęszczałam do psychologa. Za każdym razem udawałam, że już jest lepiej, a kiedy tylko wychodziłam z tego koszmarnego gabinetu, natychmiast powracałam do poprzedniego stanu. Niektórzy pewnie pomyślą: cóż, to przykre, że straciła rodziców, ale powinna się pozbierać, iść dalej, oni by tego chcieli. Wyobraźcie sobie jednak samych siebie w takiej sytuacji. Mieliście lecieć na dawno wyczekiwane wakacje, do Barcelony. W jednej chwili śmiejecie się ze swoim tatą z jakiejś grubej pani siedzącej w przodzie samolotu i pochłaniającej orzeszki garściami, a już w drugiej spadacie w dół, nie wiedząc, co się dzieje. Kilka godzin później dowiadujecie się, że wasi rodzice, podobnie jak i większość pasażerów, nie żyją.
     Pogrzeb na dzień dzisiejszy wydaje mi się snem. Stałam tam, a słońce złośliwie raziło mnie w popuchnięte oczy. Nie miałam nawet już czym płakać, wszelkie łzy jak gdyby zniknęły.Ci wszyscy ludzie, którzy składali mi kondolencje wydawali mi się nierealni, jakby z innego wymiaru.
A później była już tylko samotność.
     Tego pamiętnego dnia wybrałam się na spacer, podczas którego jak zwykle byłam apatyczna. Ludzie przyglądali mi się z dziwnymi wyrazami twarzy, a ja ich totalnie olewałam. W swoim rodzinnym mieście, Mullingarze, czułam się obco. Znajome uliczki, miejsca, w których kiedyś tak chętnie przebywałam, nagle straciły na wartości, stały się zupełnie nie takie, jakimi były zawsze.
     Nie wiem, ile czasu tak szłam, włócząc się bez celu po okolicy. Nagle po prostu usiadłam na krawężniku, i zaczęłam płakać. Płakałam, bo bałam się, że już na zawsze pozostanę taka.. nienormalna. Och, jak bardzo chciałam powrócić do dawnego życia!
 - Nie płacz - usłyszałam po chwili czyjś dźwięczny głos.
Podniosłam zapłakane oczy, i spojrzałam wprost w lazurowe tęczówki siedzącego obok chłopaka, który był mniej więcej w moim wieku, może ciut starszy. Zatroskana twarz blondyna znajdowała się tak blisko mojej, że czułam jego ciepły oddech. Jego ciepły głos działał na moje nerwy kojąco. Mimo iż był kompletnie obcy, stał się pierwszą osobą, dzięki której potrafiłam się uspokoić.
- Kim jesteś? - spytałam odruchowo, ocierając twarz zmarzniętymi dłońmi.
- Zobaczyłem przez okno, że płaczesz, i przyszedłem cię pocieszyć. Jestem Niall - powiedział chłopak, i objął mnie delikatnie. Poczułam jego zapach, i schowałam się głębiej w jego ramionach.
Charlie, co ty robisz?!
- Tak właściwie, to co się stało? - dodał po chwili Niall.
- Cóż, za długo by opowiadać... - mruknęłam, nie mając najmniejszej ochoty na mówienie o mojej tragedii.
- Spokojnie, kochana. Jeśli nie masz ochoty, nie mów. Możemy tu po prostu posiedzieć, a później odprowadzę cię do domu - zaoferował Irlandczyk, uśmiechając się szeroko.
W tym momencie poczułam, że ja i Niall staniemy się sobie bliscy.

- Cóż, nie żeby mi się źle z tobą siedziało, jednak twoi rodzice pewnie będą się o ciebie martwić.. - powiedział w końcu Niall.
Do moich oczu momentalnie napłynęły łzy.
- Ej, powiedziałem coś nie tak? Przepraszam, nie płacz, proszę. Co się stało?
      Czy dobrze zrobiłam, że wtedy opowiedziałam mu swoją historię? Nie wiem. Poczułam jakąś wielką potrzebę, żeby właśnie jemu się zwierzyć, że on mnie zrozumie. Nie myliłam się. Pod koniec opowieści mój głos załamał się kompletnie, sam Niall miał łzy w oczach.
- Będzie dobrze, nie zostawię cię już - wyszeptał, po czym pomógł mi wstać. Ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Pustego domu.

     Jak to było, że mogłam mieszkać sama? Sąd uznał, że ma się mną zająć moja ciotka, która nie miała na to najmniejszej ochoty. Sama nie przepadałam za tym babskiem, które tylko czyhało na spadek po rodzicach, który i tak wielki nie był. Wyszło więc na to, że nadal mieszkałam w domu rodziców, tylko że sama. Jeśli jednak trzeba było się gdzieś stawić, szła ze mną ciotka. Mnie ten układ całkowicie pasował.
     Był jeszcze Olly, jej syn, a mój ukochany kuzyn, którego niestety nie było praktycznie w domu, bo koncertował po świecie. Olly Murs, kojarzycie gościa? Jako jedyny przejął się moim stanem, i na tyle ile mógł, pomagał mi, dzwonił, przysyłał upominki. Kochane z jego strony.
     Od pięciu dni widuję się z Horanem. Bo Niall ma na nazwisko Horan. Nigdy z nikim się lepiej nie dogadywałam. No, może prócz Cat, która nie zostawiła mnie mimo tego, iż notorycznie mówiłam jej, jak bardzo jej nienawidzę. Chyba do końca życia sobie tego nie wybaczę.
     O moim nowym przyjacielu dowiedziałam się bardzo dużo. Lubił te same rzeczy, które uwielbiałam, kiedy jeszcze żyli rodzice, mianowicie: tak jak ja lubił spać, kochał jeść oraz muzyka była jego życiem.
- Jeszcze dwa miesiące temu muzyka, jedzenie i spanie to były moimi hobby.. - powiedziałam, i uśmiechnęłam się lekko.
Nialler poparzył na mnie, i klasnął w dłonie.
- A więc sprawimy, byś pokochała je an nowo! - krzyknął, i nim się obejrzałam, znaleźliśmy się w przytulnej restauracji.
- Droga Charlie, to jest "Nando's", najlepsza jadłodajnia świata - powiedział, i zamówił "to co zwykle" u uśmiechniętej kelnerki.
     Starałam się robić wszystko, byle tylko go nie odstraszyć. Nawet gdy miałam swoje humorki, chłopak nie poddawał się, wręcz przeciwnie - jeszcze zapalczywiej starał się robić wszystko, bym była szczęśliwa.. Dzięki niemu powoli wracałam do siebie, wracała dawna Charlie. Czułam to.
     Nim poznałam Horana nie chciałam nic jeść. Kontrolowałam się tylko, by nie popaść w anoreksję. Jeszcze tego by mi brakowało. Widząc, jak chłopak, który był szczupłym, dobrze zbudowanym kolesiem, wsuwa takie ilości jedzenia, nim się obejrzałam, ścigałam się z nim, kto więcej zje. Uśmiech nawet na moment nie schodził z mojej twarzy.
     Najgorzej było w nocy, kiedy leżałam sama w łóżku, rzucając się z boku na bok. Koszmary nawiedzały mnie regularnie, spędzając sen z powiek. Modliłam się, by wreszcie to się skończyło.
     Przez to wszystko całkowicie zapomniałam o szkole. Przecież skończyłam ją w czerwcu, więc pasowałoby rozglądnąć się za jakąś pracą. Jednak ani fizycznie, ani psychicznie nie byłam na to gotowa.
      Dlaczego stroniłam od ludzi? Obcowanie z nimi równało się z masą pytań. Każdy chciał wiedzieć, jak to jest tak spadać, co się wtedy czuje. Miałam wtedy ochotę krzyknąć, żeby sami spróbowali, jednak za każdym razem górę brała zimna krew, której nigdy mi nie brakowało.

     Pierwszy dzień września. Lato dobiegało końca, więc wszyscy szukali pracy. Cat również. A ja, jako jej przyjaciółka, czułam się zobowiązana, by jej towarzyszyć.
     Po udanej rozmowie kwalifikacyjnej w jakiejś firmie kosmetycznej postanowiłyśmy zahaczyć o naszą ulubioną kafejkę "7 heaven". Zamówiłyśmy lody i dwie kawy, i zajęłyśmy nasz ulubiony stolik.
- Jak się trzymasz? - spytała Cat, bawiąc się serwetkami.
- Jak widzisz całkiem nieźle.
- Odkąd poznałaś Nialla, zmieniłaś się. Pozytywnie, rzecz jasna.
- Sama to zauważyłam, i cieszę się z tego. Przy nim czuję, że wszelkie troski gdzieś ulatują.
- O wilku mowa - szepnęła Cat, i już po chwili obok nas siedział Horan wraz z kolega.
- Cześć kruszynko - powiedział Niall, i obdarował mnie szerokim uśmiechem - to jest Nathan. Nathan, pracuje ze mną w sklepie muzycznym. To są Cat i Charlie - przedstawił kolegę.
- Miło mi was poznać - powiedział Nathan, zaciągając z wyraźnym, brytyjskim akcentem.
- Jakie na dziś plany? - spytał blondyn, zabierając się do moich lodów. Kątem oka dostrzegłam, że Cat znalazła wspólny język z siedzącym obok niej brunetem.
- Nie wiem, pewnie trochę sobie popłaczę - powiedziałam, i parsknęłam śmiechem - żartuję. Wpadniesz do mnie?
Nialler przełknął lody, i spojrzał na mnie.
- Pewnie. A wy, ptaszki, co będziecie robić?
Cat zarumieniła się, co zupełnie nie było w jej stylu.
- Nate zaprosił mnie na spacer, mam nadzieję, że nie będziecie źli - powiedziała cicho, a jej oczy wręcz świecił.
- Coś ty. Nie ma sprawy, bawcie się dobrze - powiedziałam, i pożegnawszy się z nimi, wyszłam wraz z Niallem na zewnątrz.
- Coś chyba iskrzy.. - powiedział blondyn, i zaśmiał się gardłowo.
- Należy jej się odrobina szczęścia po tym wszystkim, co przeze mnie przeszła. - powiedziałam.
Horan objął mnie, muskając lekko policzek.
- Pamiętaj, że nie możesz się obwiniać. Ona nie ma ci tego za złe - przypomniał mi, a ja uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. - A tak poza tym, to jak jej poszło szukanie pracy?
- Całkiem świetnie. Szefowa tej firmy bardzo ją polubiła, więc jest duża szansa, że Caitlin dostanie posadę.
- To bardzo dobrze - Niall zamilkł na chwilę -a co z tobą?
- Cóż.. spadek rodziców jeszcze mi na trochę starczy, nie jestem w stanie znaleźć sobie czegokolwiek. Nie byłabym zdolna do pracy, jeszcze nie teraz - powiedziałam.
Rozmowa jakoś zeszła na inny temat, co było mi na rękę.

     Pewnego dnia przypadkiem usłyszałam, jak Niall śpiewa. Pomagał mi robić porządki w domu, i właśnie podśpiewywał Coldplay pod nosem.
- Hej, skrzacie, jaki ty masz cudowny głos. Dlaczego nie wybierzesz się do X-factora, albo czegoś podobnego?
Chłopak zareagował na moje słowa śmiechem.
- Zwariowałaś? Nie jestem na tyle dobry, by poddać się ocenie tych bestii, które tylko czyhają, by cię zmieszać z błotem - odparł, i odstawił na kominek fotografię moich rodziców.
Spojrzałam na niego wymownie, szykując się do dyskusji.
- Zaśpiewaj mi coś - poprosiłam.
Horan popatrzył na mnie, i westchnął.
If i'm louder, would you see me? Would you lay down in my arms and rescue me? 'Cuz we are, the same, you save me, but when you leave it's gone again.
     Słysząc jego wręcz anielski głos, o mało nie rozpłakałam się z wrażenia. Obiecałam mu, że już nigdy nie będę płakać. Zacisnęłam szczękę, i spojrzałam na niego.
- Sam to ułożyłeś?
- Tak.
- Jest piękne. Powinieneś iść tam, i pokazać, co potrafisz. To mogłaby być dla ciebie wielka szansa.
- Pomyślę o tym - zbył mnie, i powrócił do czyszczenia kolekcji figurek słoni mojej mamy.
     Z czasem jakoś tak zapomniałam o namawianiu go do sprawdzenia swojego głosu. Wydarzyło się wiele dobrego, co pozytywnie na mnie wpłynęło. Nathan i Cat stali się parą. Olly przyjechał na tydzień do Irlandii, i miałam okazję z nim pobyć. Już dawno tak dobrze się nie bawiłam.
     Pewnego dnia siedziałam u Nialla w sklepie "6 strings", w którym pracował na zmianę z Nathanem. Pomagałam mu układać nowe gitary, które przyszły z nową dostawą, kiedy usłyszeliśmy dzwonek, który wisiał przy drzwiach. Do sklepu wszedł chłopak, na oko był w naszym wieku. Co chwila potrząsał swoją burzą loków, przez co trudno było zidentyfikować jego twarz. Kiedy jednak zaprzestał owych czynności, mogłam wreszcie zobaczyć jego szeroki, uroczy uśmiech, którym mnie wprost oczarował.
- W czym mogę ci pomóc? - spytał Niall, odwzajemniając jego uśmiech.
- Chciałbym kupić mikrofon. Taki.. profesjonalny.
- Cóż, mamy ich kilka, to zależy do jakich celów go potrzebujesz, no i jaka ma być jego cena.
Loczek chwilę się zastanawiał, coś jakby liczył, i spojrzał w kierunku wystawy.
- Ten, który widziałem tam jest całkiem spoko - pokazał palcem na jeden ze stojących tam majków.
- Jest wprost idealny do "domowego" użytku, wiesz, amatorskie nagrywanie - odparł Horan, i po chwili przyniósł z zaplecza identyczny.
- Będzie wprost genialny - zapewnił brunet.
Moja ciekawska dusza wprost nie mogła wytrzymać, by nie spytać go, po co mu ten mikrofon.
- Jak mniemam, służy on do śpiewania.. - odparł chłopak, i parsknął śmiechem.
- Ty śpiewasz? Mógłbyś przedstawić próbkę swojego głosu? - spytałam, gdyż w mojej głowie zaświtał genialny pomysł.
Jak na zawołanie, loczek zaśpiewał fragment piosenki Wonder'a "Isn't she lovely?". Jego czysty, dźwięczny głos niósł się po całym sklepie. Wsłuchiwałam się w każdy ton z wielką fascynacją, chcąc więcej i więcej. Gdy chłopak skończył, aż klasnęłam w dłonie z zachwytu.
- Cudownie. Może moglibyście coś z Niallem stworzyć, hmm? - spytałam, na co obaj zareagowali dziwnymi spojrzeniami. - Bo widzisz... nieznajomy - zwróciłam się do chłopaka.
- Mów mi Harry - przedstawił się.
- A więc... Harry. To jest Niall, ja jestem Charlie. Tak się składa, że ten tu stojący blondyn całkiem nieźle gra na gitarze, a i głos ma niezgorszy. Mimo to za żadne skarby nie chce zgłosić się do X-Factora, żeby sprawdzić swoje umiejętności. A wiem, że o niczym innym tak bardzo nie marzy. Może ty sam mógłbyś mi pomóc go przekonać, co ty na to?
Harry przez chwilę milczał, a gdy się odezwał, w jego głosie słychać było zainteresowanie.
- Niech coś zaprezentuje, i wtedy się okaże - mruknął, przenosząc spojrzenie na Horana.
     W tamtej chwili Niall zawahał się, jednak wziął do rąk gitarę, i uderzył w struny. Słowa piosenki Coldplay także rozniosły się echem po pomieszczeniu, podobnie jak wcześniej piosenka Harry'ego. Zawsze, kiedy słuchałam gry mojego przyjaciela przez moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze, a cały organizm zastygał w niemym zachwycie. Tak było i tym razem, tyle że ze zdwojoną siłą, bo Irlandczyk dołożył do tego jeszcze swój nieziemski głos, który co prawda potrzebował, by go wyszlifowano.
- Cóż, mnie się podobasz. Moglibyśmy razem popracować, przyjdź do mnie po pracy - powiedział Harry, i na kawałku papieru, o który mnie poprosił, naskrobał pochylonym pismem swój adres. Następnie zapłacił za mikrofon, i wyszedł, żegnając się.
     Stałam tak przez chwilę, i wpatrywałam się w drzwi, które już dawno zamknęły się za brunetem. Niedaleko mnie Nialler w osłupieniu przyglądał się karteczce, po czym jak gdyby nigdy nic wsunął ją do kieszeni.
- Czuję, że coś z tego będzie - powiedziałam, i uśmiechnęłam się szeroko, powracając do przerwanej czynności.
- Nie odpuścisz mi, prawda? - Niall spojrzał na mnie spode łba, uśmiechając się nieznacznie, na co odpowiedziałam energicznym, przeczącym kiwnięciem głowy.
     Oj, już ja się za niego wezmę, pomyślałam.

piątek, 21 grudnia 2012

Prolog.

     Nothing's fine...


     Wszystko sprowadza się do linii. Linia mety na końcu stażu, czekanie w kolejce do szansy na operację, i wreszcie najważniejsza linia oddzielająca ciebie od ludzi, z którymi pracujesz. Nie dobrze jest się zbyt spoufalać, zawierać przyjaźni. Potrzebne są bowiem granice między tobą i resztą świata. Inni ludzie są zbyt zagmatwani. Wszystko sprowadza się do linii. Rysowanie jej na piasku i modlenie się, żeby nikt ich nie przekroczył.

     W pewnym momencie musimy jednak podjąć decyzję. Granice nie oddzielają innych ludzi od ciebie. One odgradzają ciebie. Nasze życie jest pokręcone, prawda? Tak już zostaliśmy stworzeni. Więc możesz marnować czas na rysowanie granic, albo możesz żyć, przekraczając je. Ale niektóre granice są zbyt niebezpieczne, by je przekroczyć. Jednak jeśli się odważysz zaryzykować, widok po drugiej stronie jest spektakularny.
      Ja właśnie odważyłam się przekroczyć te granice, i nie żałuję. Mimo tego, że chwile, które minęły, nigdy nie powrócą, nie żal mi żadnej sekundy, którą spędziłam z nim. A udało mi się go poznać tylko dzięki przekroczeniu granic, które sobie wyznaczyłam tuż po śmierci rodziców. Chociaż może to nie ja zrobiłam pierwszy krok, tylko właśnie on..? Teraz, z perspektywy czasu wydaje mi się to bardzo prawdopodobne. Nie chcę jednak teraz tego roztrząsać. Chciałam ochronić się przed ludźmi, których od zawsze nie lubiłam. Jakże wielu z was zna podobne sytuacje. Często pragniemy odgrodzić się od otaczającego nas świata, gdy czujemy się skrzywdzeni i nierozumiani. Wznosimy wokół siebie coś na podobieństwo warowni. Mamy pewność, że jesteśmy całkowicie bezpieczni, i możemy robić co tylko chcemy, ponieważ nikt nam w tym nie przeszkodzi, ani tym bardziej nam tego nie zabroni. Ale tylko wówczas, kiedy jesteśmy całkowicie sam na sam ze swoją własną rzeczywistością. Ja właśnie tak się czułam. Nie dostrzegałam swojej zwykłej, codziennej egzystencji, która przez osoby z zewnątrz była postrzegana jako obłęd. Całodniowe przesiadywanie w pokoju i gapienie się na ścianę bądź w zdjęcie rodziców według moich wujków nie było normalne. Dla mnie wręcz przeciwnie - stało się to rutyną. 
     I wtedy pojawił się chłopak, który odmienił wszystko w moim budowanym przez te 2 lata świecie. Zburzył mur niczym prawdziwy, nieustraszony wojownik, i uśmiechnął się do mnie uroczo, wyciągając pomocną dłoń. Zrozumiał mnie i zaakceptował taką, jaką byłam, pomagając w pracy nad pokonywaniem tego, czego w sobie nie lubiłam. Razem przywróciliśmy mnie do wcześniejszego życia, które dopiero przy nim zaczęłam tak naprawdę doceniać. Każdy dzień u jego boku był dniem w pełni wykorzystanym, każde jego spojrzenie napełniało moją duszę radością wręcz nie do opisania. To on sprawiał, że czułam się kochana, potrzebna i doceniana. 
     Czasem jest tak, że iskra zapalająca miłość jest z ludźmi od początku. Ale wielu tę iskrę bierze za płomień, który - jak uważają - będzie trwał wiecznie. To dlatego tak wiele ognia i żaru serc ludzkich po prostu się wypala i w końcu gaśnie. Nad prawdziwą miłością trzeba pracować diabelnie ciężko. Jednak ja nie o tym. Pragnę wam bowiem opowiedzieć pewną historię, która jest częścią mojego życia, i której główny bohater wiele dla mnie znaczy. Pewnie myślicie, że będzie to kolejna opowieść o nieszczęśliwej miłości, o tęsknocie, o zranionym sercu - otóż nie. Miłość naszej dwójki żyje i ma się dobrze. Jest jednak coś, o czym on nie wie, a czego nie mam odwagi mu powiedzieć. Oprócz mnie wie o tym tylko jedna osoba, której ufam bezgranicznie. Trudno jest mówić o takich rzeczach, jednak wiem, że niedługo przyjdzie na to odpowiedni czas. Och, jak bardzo chciałabym potrafić nim władać.. Cofnęłabym go wtedy do momentu, w którym poznałam jego, i sprawiłabym, byśmy nigdy się nie spotkali. Pozbawiłabym nas oboje tego wszystkiego, co razem przeszliśmy, ale też oszczędziłabym mu bólu, który będę musiała mu zadać.  

.. i'm torn.

_________________________________________________________________________________

No cześć, tu znów wasz Skrzat. Postanowiłam napisać coś nowego, bo na tamto jakoś tak brak mi dalszego pomysłu. Nie usuwam tamtego bloga, może jeszcze do niego wrócę. Póki co - zapraszam tutaj. c:


Characters.

Charlie Szpilman.

Podzieliła z Nim swój świat. Nieśmiało po­wie­rzyła Mu tę część, która zaw­sze była niedostępna dla ob­cych. Kiedyś pragnął, aby opo­wiadała Mu o każdym naj­mniej­szym marze­niu. Zaufała i wyz­nała naj­większe. Może odejść każdy, może wy­darzyć się wszys­tko. Bo Ty jes­teś ni­kim, który stał się wszys­tkim. I wte­dy obiecał, że będzie na zaw­sze.


Niall Horan.

Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu. 


Louis Tomlinson.

Między mężczyzną a ko­bietą przy­jaźń nie jest możli­wa. Na­miętność, wro­gość, uwiel­bienie, miłość - tak, lecz nie przyjaźń. 


Caitlin Henderson.

Nie pot­ra­fię myśleć o ciągłej wro­gości po­między ludźmi. Wierząc w teorię od­rodze­nia, żyję w nadziei, że jeśli nie w tym, to może w którymś z następnych żywotów będę zdol­na do objęcia przy­jaciel­skim uścis­kiem całej ludzkości. 


Nathan Sykes.

- Kiedy możemy zauważyć mo­ment, gdy kończy się noc a zaczy­na dzień? [...]
- Kiedy pod­chodzi do nas ob­cy człowiek, a my bie­rze­my go za nasze­go przy­jaciela i zni­kają spo­ry - to jest chwi­la, gdy kończy się noc, a zaczy­na dzień


Olly Murs.

To jest moje wyznanie, pióro i papier, zamierzam to zapisać. Mówię rzeczy o których nigdy nie myślał, które były w moim umyśle, pozwól prawdzie wyjść na jaw.