Nothing's fine...
Wszystko sprowadza się do linii. Linia mety na końcu stażu, czekanie w kolejce do szansy na operację, i wreszcie najważniejsza linia oddzielająca ciebie od ludzi, z którymi pracujesz. Nie dobrze jest się zbyt spoufalać, zawierać przyjaźni. Potrzebne są bowiem granice między tobą i resztą świata. Inni ludzie są zbyt zagmatwani. Wszystko sprowadza się do linii. Rysowanie jej na piasku i modlenie się, żeby nikt ich nie przekroczył.
W pewnym momencie musimy jednak podjąć decyzję. Granice nie oddzielają innych ludzi od ciebie. One odgradzają ciebie. Nasze życie jest pokręcone, prawda? Tak już zostaliśmy stworzeni. Więc możesz marnować czas na rysowanie granic, albo możesz żyć, przekraczając je. Ale niektóre granice są zbyt niebezpieczne, by je przekroczyć. Jednak jeśli się odważysz zaryzykować, widok po drugiej stronie jest spektakularny.
Ja właśnie odważyłam się przekroczyć te granice, i nie żałuję. Mimo tego, że chwile, które minęły, nigdy nie powrócą, nie żal mi żadnej sekundy, którą spędziłam z nim. A udało mi się go poznać tylko dzięki przekroczeniu granic, które sobie wyznaczyłam tuż po śmierci rodziców. Chociaż może to nie ja zrobiłam pierwszy krok, tylko właśnie on..? Teraz, z perspektywy czasu wydaje mi się to bardzo prawdopodobne. Nie chcę jednak teraz tego roztrząsać. Chciałam ochronić się przed ludźmi, których od zawsze nie lubiłam. Jakże wielu z was zna podobne sytuacje. Często pragniemy odgrodzić się od otaczającego nas świata, gdy czujemy się skrzywdzeni i nierozumiani. Wznosimy wokół siebie coś na podobieństwo warowni. Mamy pewność, że jesteśmy całkowicie bezpieczni, i możemy robić co tylko chcemy, ponieważ nikt nam w tym nie przeszkodzi, ani tym bardziej nam tego nie zabroni. Ale tylko wówczas, kiedy jesteśmy całkowicie sam na sam ze swoją własną rzeczywistością. Ja właśnie tak się czułam. Nie dostrzegałam swojej zwykłej, codziennej egzystencji, która przez osoby z zewnątrz była postrzegana jako obłęd. Całodniowe przesiadywanie w pokoju i gapienie się na ścianę bądź w zdjęcie rodziców według moich wujków nie było normalne. Dla mnie wręcz przeciwnie - stało się to rutyną.
I wtedy pojawił się chłopak, który odmienił wszystko w moim budowanym przez te 2 lata świecie. Zburzył mur niczym prawdziwy, nieustraszony wojownik, i uśmiechnął się do mnie uroczo, wyciągając pomocną dłoń. Zrozumiał mnie i zaakceptował taką, jaką byłam, pomagając w pracy nad pokonywaniem tego, czego w sobie nie lubiłam. Razem przywróciliśmy mnie do wcześniejszego życia, które dopiero przy nim zaczęłam tak naprawdę doceniać. Każdy dzień u jego boku był dniem w pełni wykorzystanym, każde jego spojrzenie napełniało moją duszę radością wręcz nie do opisania. To on sprawiał, że czułam się kochana, potrzebna i doceniana.
Czasem jest tak, że iskra zapalająca miłość jest z ludźmi od początku. Ale wielu tę iskrę bierze za płomień, który - jak uważają - będzie trwał wiecznie. To dlatego tak wiele ognia i żaru serc ludzkich po prostu się wypala i w końcu gaśnie. Nad prawdziwą miłością trzeba pracować diabelnie ciężko. Jednak ja nie o tym. Pragnę wam bowiem opowiedzieć pewną historię, która jest częścią mojego życia, i której główny bohater wiele dla mnie znaczy. Pewnie myślicie, że będzie to kolejna opowieść o nieszczęśliwej miłości, o tęsknocie, o zranionym sercu - otóż nie. Miłość naszej dwójki żyje i ma się dobrze. Jest jednak coś, o czym on nie wie, a czego nie mam odwagi mu powiedzieć. Oprócz mnie wie o tym tylko jedna osoba, której ufam bezgranicznie. Trudno jest mówić o takich rzeczach, jednak wiem, że niedługo przyjdzie na to odpowiedni czas. Och, jak bardzo chciałabym potrafić nim władać.. Cofnęłabym go wtedy do momentu, w którym poznałam jego, i sprawiłabym, byśmy nigdy się nie spotkali. Pozbawiłabym nas oboje tego wszystkiego, co razem przeszliśmy, ale też oszczędziłabym mu bólu, który będę musiała mu zadać.
.. i'm torn.
_________________________________________________________________________________
No cześć, tu znów wasz Skrzat. Postanowiłam napisać coś nowego, bo na tamto jakoś tak brak mi dalszego pomysłu. Nie usuwam tamtego bloga, może jeszcze do niego wrócę. Póki co - zapraszam tutaj. c:
bardzo mi się podoba ten prolog :) z pewnością będę czytać kolejne części :) mam nadzieję, że wkrótce pojawi się pierwsza :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Colette Styles x
Ej żal mi Cię. Bohaterów masz świetnych, taki Nathan kochany. *,*
OdpowiedzUsuńA co do prologu, też jest bardzo dobry, chociaż mój lepszy. XD Haha, nie no, czekam na pierwszy rozdział. :D
Cóż, to jest genialne, z resztą tak jak poprzednie. Bohaterowie idealni, bardzo ładne zdjęcie dla tej drugiej damskiej bohaterki. Prolog jest cudowny i doskonale opisany, wyraża wiele uczuć i... no ogólnie bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńMam jeszcze pytanie: czy imiona bohaterów, chodzi mi raczej o dziewczyny, pozostają te same? ;>
Oba imiona pozostają takie same. c:
UsuńZapowiada się niesamowicie ciekawie. Skoro dokładnie śledziłem Twoje poprzednie opowiadanie - to również będę. Jest tutaj zawartych wiele opisów uczuć, przeżyć, a czytelnik dochodząc do końca odczuwa lekki niedosyt, co tutaj przejawia się jako rzecz pozytywna, gdyż chcemy czytać dalej. A więc czekam.
OdpowiedzUsuńNotka "Characters" została zaktualizowana, pojawiły się imiona postaci. :>
OdpowiedzUsuńJejku, idealnie. A nagłówek masz wprost śliczny. To jest Nialler z "Gotta be you", prawda? *.* Dodaję do obserwowanych i będę śledziła tego bloga, gdyż prolog bardzo mnie zaciekawił. Piszesz świetnie. Szybko dodaj pierwszy rozdział. <3
OdpowiedzUsuń